Dzień trzeci, czyli wielki Messi z Argentyną, rewelacje z Skandynawii Dania z Islandią, pierwsza drużyna z ciemniejszej części Afryki, pełne pasji Peru oraz Francja z swoimi wielkimi ambicjami. Oraz Australijskie Kangury.
Trzeci dzień Mundialu rozpoczął się meczem Francja – Australia (2:1)
Wydawało by się że będzie to mecz do jeden bramki, w którym Europejska potęga ogra beniaminka z Azji. I o ile wynik się zgadza, to z pewnością nie odzwierciedla to w żadne sposób przebiegu meczu. Australia postawiła Francji solidne warunki i o ile Les Bleus mieli przewagę w statystykach to nie mieli jej optycznie na boisku, Australia zaskoczyła jak najbardziej pozytywnie, pokazując że jest w stanie grać football na solidnym europejskim poziomie. Wystarczy wspomnieć że w meczu bramki wpadły po karnych dla obu drużyn, a decydująca była bramka samobójcza, co tylko pokazuje jak bardzo blisko Australia była zdobycia tego jednego punktu, szkoda bo na to zasłużyli.
Kolejnym meczem był spotkanie Argentyna – Islandia (1:1)
Czyli starcie Islandii, rewelacji Euro, kraju leżącego na dalekiej północy pośrodku oceanu, w którym grać w piłkę na trawie która nie jest sztuczna można 4 miesiące w roku, liczącego około 330 tys. mieszkańców z Argentyną w której składzie znajduje się taka gwiazda jak Leo Messi czy kilku innych fantastycznych zawodników. Kraju w którym football się kocha i nim się żyje. Leo Messi okazał się jednak bezradny, jak i cała Argentyna, która przez 90 minut biła głową o lodowy mur Islandzki. Łamiąc go tylko raz, tylko po to by zaraz stracić bramkę po jednej z zabójczych kontr niezmordowanych Islandczyków. Leo Messi zaś był raczej kulą u nogi niż kreatorem gry. Mimo iż oddał 11 strzałów żaden nie był skuteczny, mało biegał i tracił piłkę. Był cieniem samego siebie, jak i cała Argentyna która nie miała na ten mecz pomysłu i taktyki, nie będąca drużyną. Boski Messi nie wystarczył, Argentyna zawiodła, a Islandia pokazała że stać ich na wiele.
Kolejnym meczem było spotkanie Peru – Dania (0:1)
Czyli pojedynek gorącego, pełnego fantazji, pasji stylu z Ameryki południowej, Peruwiańczyków którzy wracają na mundial po ponad 30 latach z Danią, która prezentuje zimny i wyrachowany styl, rodem ze Skandynawii. Dwa zupełnie odmienne style. Dały nam one wspaniałe piłkarskie widowisko, Peru atakowało więcej, ukazując swój potencjał w ofensywie, ale nie byli oni w stanie przełamać Duńskiej defensywy. Duńczycy natomiast wykazali się skutecznością i wyrachowaniem, strzelając bramkę kiedy było można i broniąc się doskonale. Szkoda jedynie Peruwiańczyków, którzy swoją grą zasłużyli na remis.
I ostatnim, ponad programowym meczem był mecz Chorwacja – Nigeria (2:0)
Chorwaci, czyli czarny koń turnieju, z być może najsilniejszym środkiem pola na całych mistrzostwach. Nigeria natomiast, drużyna z południowej części Afryki, grająca typowy dla tego regionu football, dużo biegania i zaangażowania, oraz twardej gry. Spotkanie było meczem walki, toczyło się głównie w środkowej części boiska, zdecydowała skuteczność. Chorwaci wykorzystywali swoje szanse, podczas gdy Nigeryjczycy nie byli w stanie wykorzystać swojego potencjału, nie strzelili bramki mimo licznych sytuacji, co za to zrobili Chorwaci, czy to trafiając z karnego czy zmuszając do wbicia bramki z karnego.